Polacy w świecie postrzegani są, jako bardzo przedsiębiorczy i innowacyjny naród; takiej ocenie często towarzyszy uznanie ze strony innych nacji. Patrząc na historię polskiej wynalazczości można chociażby wymienić Jana Heweliusza za peryskop, Ignacego Łukasiewicza za podwaliny branży naftowej, czy bardziej współcześnie Józefa Hofmanna za wycieraczki samochodowe, czy spinacz biurowy. Niestety nie brakuje też takich, którzy o polskiej innowacyjności wypowiadają się pejoratywnie, choć paradoksalnie, jest to niczym innym jak dostrzeżeniem naszego naturalnego sposobu myślenia „out-of-the-box”. Typowym przykładem takiej oceny Polaków jest komentowanie naszego „interpretacyjnego” podejście do norm i przepisów. A to przecież niekiedy kreatywne obchodzenie status quo staje się matką wynalazczości.
Trwają dyskusje, że gospodarka Polski, aby udźwignąć trudy wspinania się po drabinie konkurencyjności, musi do swojej pracowitości i atrakcyjności cenowej kadry dodać katalizator postępu. Jak pokazują międzynarodowe badania Innovation Union Scoreboard na zlecenie Komisji Europejskiej poziom innowacyjności jest dość zróżnicowany w poszczególnych krajach Unii. Badania te dowodzą jednak, że nie zawsze pozycja na liście rankingowej koresponduje z potencjałem gospodarczym, skoro wyprzedzają nas takie kraje jak Słowacja, Czechy i Węgry. Rozwój innowacyjności jest obecnie priorytetem Unii Europejskiej, a że na liście 27 krajów w zakresie dokładania do „wspólnego banku” wynalazków znajdujemy się na czwartej pozycji od końca (rok temu to była piąta pozycja!) wydaje się, że rzeczywiście stać nas i w tym zakresie na więcej.
Kultura innowacyjności
Warto zastanowić się z czego wynika tak słaba pozycja Polski na arenie europejskiej, jeśli chodzi o wkład w postęp. Przyczyn jest z pewnością wiele. Można zacząć choćby od prostej kwestii wynikającej ze sposobu rozumienia zagadnienia innowacyjności w przedsiębiorstwie. Warto pamiętać, że w definicji innowacji mieści się każda choćby drobna modyfikacja, która powoduje, że produkt staje się bardziej atrakcyjny w oczach jego konsumenta (atrakcyjny tzn. wygodniejszy, bardziej przyjazny, lepiej odpowiadający na potrzeby) lub wytwarzanie tego produktu jest bardziej efektywne. Zatem nie koniecznie musimy rozmawiać o wynalazku na miarę koła. Niech za przykład posłuży iPhone. Jego pierwsza wersja była urządzeniem na miarę koła – nie ze względów technicznych, ale z powodu rewolucji w funkcjonalności małego urządzenia, które wcześniej służyło w zasadzie tylko do telefonowania i smsowania. Następne edycje tego urządzenia są jednak jedynie modyfikacjami swojego pierwowzoru. Technicznie zmiany w kolejnych generacjach, nie są już tak przełomowe, ale na tyle innowacyjne, że niektórzy gotowi są stać nocami w kolejkach, aby mieć możliwość nabycia urządzenia.
Aby produkt zyskał rzesze zainteresowanych i wzbudzał pożądanie należy przede wszystkim umiejętnie zaangażować w proces tworzenia innowacji cały zespół danego przedsiębiorstwa, jak również wykorzystać opinie użytkowników, którzy dzielą się swoimi spostrzeżeniami choćby na Facebooku. Badania pokazują, że efektywnie innowacyjne przedsiębiorstwa potrafiły stworzyć kulturę innowacyjności, popierając kreatywność i motywując odpowiednio wszystkich pracowników, tworząc w ten sposób właściwy klimat dla realizacji potencjału innowacyjności w organizacji.
Takie podejście owocuje licznymi inicjatywami, pomysłami, z których część zostaje przekuta na innowacje, a czasem nawet patenty. Choć nie jestem zwolennikiem tworzenia „drugiej Japonii” w Polsce, choćby z powodu dużych różnic kulturowych to jestem przekonany, że w zakresie wykorzystania całej załogi do tworzenia postępu, możemy dużo nauczyć się, ze sposobów organizacji pracy nad jakością i rozwojem od krajów dalekiego wschodu. Bo to właśnie kultura organizacyjna może zmotywować lub przeszkadzać pracownikom w ciągłym poszukiwaniu i podpowiadaniu nowych ulepszeń w realizowanych zadaniach i wytwarzanych produktach. TQM czy Kaizen jest to podejście, a nie gotowe techniki czy narzędzia do zaangażowania pracowników we współodpowiedzialność za dostarczane rezultaty.
Czy do innowacji można namówić?
Innym powodem, dla którego w rankingach postępu jesteśmy w Europie blisko końca, może być też polityka państwa w zakresie sposobu tworzenia zachęt dla inwestycji w produkcję. Poprzez zwolnienia podatkowe dostępne w Specjalnych Strefach Ekonomicznych (SSE jest to mechanizm unikalny na skalę europejską), zapraszamy do Polski montownie, przedsiębiorstwa o niezaawansowanych procesach produkcyjnych czy usługach masowych tzw. centra usług nowoczesnych. Takie działania z całą pewnością pobudzają naszą gospodarkę, bo firmy z SSE stanowią klientów dla wielu lokalnych dostawców. SSE dają również zatrudnienie wielu tysiącom pracowników. Niestety, jeśli wyekstrahować aspekt innowacyjności, mechanizmy rządzące SSE nie motywują firm tam inwestujących w żaden sposób do inwestowania w lokalne działania na rzecz rozwoju. A szkoda, bo przecież wielokrotnie firmy obecne w SSE to duże przedsiębiorstwa znane w świecie z innowacyjności. Tym niemniej firmy te preferują poszukiwanie innowacyjnych, konkurencyjnych, dających wysoką efektywność ekonomiczną rozwiązań w swoich laboratoriach poza Polską, a swoim filiom w SSE tylko zlecają ich realizację. Jeśli popatrzymy na liderów z listy rankingowej Summary Innovation Index trzeba zwrócić uwagę, że wszystkie te kraje dostrzegły potrzebę i wdrożyły mechanizmy zachęt dla przedsiębiorstw do średnio i długo terminowego inwestowania w rozwój poprzez badania. Najprostszym i najczęściej stosowanym rozwiązaniem jest system ulg na zatrudnianie młodych naukowców i finansowe stymulowanie tworzenia laboratoriów naukowych w przedsiębiorstwach produkcyjnych. Przykładem godnym naśladowania jest Holandia, która dofinansowuje obciążenia podatkowo-ubezpieczeniowe związane z zatrudnianiem młodych naukowców. Dodatkowo firma holenderska może stosować zredukowaną z 25% do 5% stawkę podatku CIT do dochodów osiągniętych ze sprzedaży produktów innowacyjnych. Również firmy działające w Wielkiej Brytanii mogą liczyć na refundację nawet 75% kosztów poniesionych na badania i rozwój. I dzieje się to prawie wyłącznie poprzez zakreślenie odpowiedniego pola w kwestionariuszu rocznego rozliczenia podatku CIT. Ciekawe rozwiązanie zostało wprowadzone w 2005 roku w Czechach, które pozwala przedsiębiorstwu na odniesienie korzyści o wartości 200% wartości poniesionych kosztów na badania i rozwój. Rozwiązanie to polega na zasadzie „double dip” w ramach której przedsiębiorstwo nie tylko otrzymuje ulgę podatkową w wysokości 100% poniesionych kosztów, ale dodatkowo może w kolejnych 100% tych kosztów pomniejszyć dochód do opodatkowania. Pozwoliło to Czechom nabrać jednej z największych w Europie dynamik wzrostu badań, co skutkuje średniorocznym wzrostem innowacyjności na poziomie 3,5% przy polskim wskaźniku wynoszącym około 2% (wg IUS).
Na szczęście mamy możliwość poprawienia wskaźników dzięki funduszom na innowacje z Unii Europejskiej i budżetów rządowych. Warto w tym zakresie wspomnieć o nadchodzących rundach aplikacyjnych chociażby z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka Działanie 1.4 „Wsparcie projektów celowych” ze środków strukturalnych, a ze środków bezpośrednio z Brukseli programy Eurostars i Horizon 2020.
Nauka a biznes
Ostatnim aspektem, na który warto zwrócić uwagę jest rola samych naukowców i rozdźwięk, jaki ma miejsce pomiędzy nauką a biznesem. To zjawisko dotyczy całej Europy i chyba tylko Stanom Zjednoczonym udało się doprowadzić do stanu, w którym nauka w ok. 80% pracuje na rzecz gospodarki, włączając badania podstawowe. PSDB przeprowadziła badania, które pokazały, że młodzi naukowcy mogą się lepiej odnajdować w środowisku stwarzanym im przez przedsiębiorstwa. Firmy tworzą kulturę efektywności i stawiania sobie celów w projekcie badawczym, doceniają praktyczne zastosowanie wyników badań i efekty finansowe zespołu badawczego. Uczelnie natomiast poprzez bardzo hierarchiczny układ odbierają młodym naukowcom możliwość ponoszenia ryzyka w podejmowanych tematach badawczych, a sukces pojmują poprzez formalną poprawność realizacji projektu. Znacząco zamyka to drogę do badania tego co jeszcze nieodkryte. Jednak niestety tylko nieliczne firmy decydują się na rozwój zaplecza badawczego. Z tego powodu naukowcy pomimo dostrzeganego potencjalnego wsparcia kulturowego dla prowadzenia badań w przedsiębiorstwach decydują się na prowadzenie swojej kariery na uczelni.
W ramach badań IUS Komisja Europejska analizowała czynniki wpływające na innowacyjność poszczególnych gospodarek Unii, m.in. potencjał zasobów ludzkich, systemy badawcze, finansowanie i inne formy wsparcia dla badań i rozwoju, przedsiębiorczość w środowisku naukowym, efektywność ekonomiczną realizowanych projektów. Tylko w jednym ze wszystkich wskaźników: w zakresie potencjału zasobów ludzkich w nauce, wypadliśmy zdecydowanie powyżej średniej europejskiej, we wszystkich pozostałych Polska prezentuje się bardzo blado na tle Europy. Ten wynik badania może potwierdzić także popularność polskich naukowców na świecie. Niestety jednak nie mamy elastycznych rozwiązań systemowych, które pozwoliłyby spożytkować drzemiący potencjał, aby realizować ambitne przedsięwzięcia badawczo-naukowe.
I niestety dopóki takie systemowe podejście nie zostanie stworzone, trudno będzie ulec zachętom polityków czy spożytkować niemałe dotacje unijne podpowiadające przedsiębiorstwom innowacyjność.
Chcesz wiedzieć więcej? Zapraszam: pnocee.pl